środa, 22 grudnia 2010

Współczesny syndrom Ebenezera Scrooge'a

Do katalogu medycyny dodałbym podpunkt: XXI- wieczna schorzenia cywilizacyjne.
W naszym kraju, który goni co tchu za Wielkim Zachodem, coraz bardziej upodabniamy się sposobem życia i myślenia do mieszkańców krajów wysokorozwiniętych.
Wystarczy jeszcze kilka lat, przez które będą w naszej telewizji pokazywać tłumy walczące o pierwsze miejsca w wejście na przedświąteczne lub poświąteczne wyprzedaże, np. w Londynie, a pewnie to samo będą i u nas ludzie robić - w końcu dogonimy Wielki Zachód.

Pewnie o to chodzi wielkim wytwórcom (mają największe zyski i najwięcej do stracenia lub zarobienia), żeby wytworzyć model zbiorowego myślenia, który będzie przynosił im największe zyski. Taka współczesna wersja teorii archetypów K.G. Junga - tyle że wykorzystana przez marketing.
No bo jak nie patrzeć, przez medialne reklamy wykreowany powoli symbol jadącej czerwonej ciężarówki Coca - Coli niektórym już się kojarzy z nachodzącymi świętami.
Kolejny znak czasów to kolędy i wystroje świąteczne od połowy listopada pojawiające się marketach, które mnie osobiście przyprawiają - po raz pierwszy w tym roku - o torsje. Ile można karmić się takim kiczem? Przez ostatni miesiąc unikałem wchodzenia do tych sklepów, gdzie są tego typu akcje.
Przy okazji odkryłem większy spokój i rozsądniejsze wydatki w małym sklepie osiedlowym. Nie mówiąc o obsłudze, która jest o wiele przyjemniejsza i nie tak hurtowa. Wiem, że to truizmy...

Przy tym wszystkim reklamy, w których podprogowo można usłyszeć: "Przygotowanie do świąt to zakupy. Nie kupisz tego, co ci oferujemy, nie będziesz przygotowany dobrze do świąt." A po 24.12, czyli dniu, kiedy się naprawdę rozpoczyna Boże Narodzenie, w mediach oprócz relacji z pasterki, już jest temat szaleństwa sylwestrowego i kreacje, i restauracje, i imprezy plenerowe, i fajerwerki. A świąt rzeczywistych brak.
Może i przesadzam, ale tak to wszystko teraz do mnie dociera. Jednak wielką słabością mediów jest bardzo słaba możliwość pokazania tego, co dzieje się w duszy człowieka. Dlatego np. telewizja pokazuje wszystko, co da się pokazać, przez co często koncentruje się na banałach...
I po raz pierwszy jasno widzę dokładne odwrócenie w tym, co w większości do nas/ do mnie dociera, sensu adwentu. Nie chodzi mi o jakieś ortodoksyjności w tym względzie. Jeśli się w coś wierzy, to dlaczego robić coś na odwrót? Jaki to ma sens? Tylko handlowy sens tu widzę. Żadnego innego.
Jeśli tak, to moda, wszelkie gusty, sprawy osobiste człowieka (wyznanie, przekonania, przyzwyczajenia) podporządkowuje się zyskowi, choć oczywiście unika się jak ognia nazwania tego wprost.
Może to i duże skróty myślowe, ale taki sens tego mi się klaruje w tej chwili.


Patrząc na to wszystko, na szczęście mam dystans i nie denerwuje mnie to, bo mogę sobie wybrać, czy chcę się dać wciągać w "świąteczną" machinę handlową, czy będąc nie na fali i nie idąc ze sporym tłumem, robić to, co naprawdę wg mnie ma sens. Choć gdzieś żal mi tego, że obecny świat ma tak podle nisko ustawioną poprzeczkę prawdziwych wartości, które - moim zdaniem - do niczego dobrego nie doprowadzą. Bo jeśli stawia się zysk i handel na pierwszym miejscu, a człowiek jest tylko środkiem, przedmiotem do zaspokojenia takiej żądzy, to nie doprowadzi to nigdy do...
I takiego obrazu świata nie chciałbym oglądać za żadne pieniądze.

niedziela, 5 grudnia 2010

Czy tata czyta cytaty Tacyta?

To znane kiedyś powiedzenie, dziś zwiedza chyba zakamarki lamusów wielu.
Tak mi dziś do głowy przyszło, że gdzieś w naszych codziennych pośpiechach chyba gubią się mądrości, które kiedyś były często powtarzane. Jak pisał Herbert w "Przesłaniu Pana Cogito": powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy/ bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
Być może pomagało to ludziom kiedyś nie stracić wewnętrznej równowagi, a może to tylko moje wyobrażenia.
Niektóre z tych przysłów, wydawać by się mogło, trącą banałem, są niemal oczywiste - z pewnego punktu widzenia. Ale jednak nie jest to do końca takie proste.Dlaczego? Chyba wiadomo.
Spotkałem się też już kilka razy z tym, że ludzie coś mówią, cytują lub uważają za swoje, ale ich zachowanie zupełnie od tego odbiega...
Czasem mam wrażenie, że takie przez lata obserwowane i później formułowane powiedzenia dziś już części społeczeństwa niewiele obchodzą i są jak dobra, lecz nieuczęszczana droga.

W każdym razie, żeby sobie przypomnieć - dziś porcja kolejnych, tym razem ze Wschodu:
Nie trzeba posiadać wiele, aby móc dzielić się z innymi.
(Przysłowie filipińskie)
Jeżeli otwierasz usta, słowa twoje winny być cenniejsze od milczenia.
(Przysłowie arabskie)
Kto się boi kośćmi trząść, szóstki nigdy nie wyrzuci. 
(Przysłowie chińskie)
Stu mężczyzn może zbudować obóz warowny, ale bez kobiety nie ma domu.
(Przysłowie chińskie)






P.S. 
Tylko głupcy nazywają samowolę wolnością.
Publiusz Korneliusz Tacyt

środa, 1 grudnia 2010

Epitafium jesieni



Pewnie nic to nie zmieni -
żegnaj piękna jesieni.
(bi.bi.)





Tak jak dziś pomyślałem o tym, co się dzieje, to przyszła mi na myśl jesień i to, że miałem kilka zdjęć oraz, że mam bloga, którego zaniedbuję.
Nadrabiając zaległości, poniżej to, co miało być jakiś czas temu...




I to wszystko akcenty w cywilizacji, bez ruszania się "w zieleń", choć jestem tego wielkim zwolennikiem.




I przełom...



...który zwiastował to, co dzieje się np. dziś:








I wtedy docenia się ciepło domowe :)

środa, 3 listopada 2010

Pamięć

Od jakiegoś czasu obserwuję nieustanne mylenie dwóch dni - uroczystości Wszystkich Świętych oraz Święta Zmarłych.
Blisko siebie, ale inne - wydawać by się mogło, że sprawa oczywista, ale ciągle, niczym mantra, powtarzane przez media slogany o zadumie, refleksji w Święto Zmarłych, czyli 1.11 zaczynają już śmieszyć swoją groteskowością i płycizną. Może to i ostre słowa, ale wszechwiedzący dziennikarze w kraju, który ma ok. 90% ochrzczonych obywateli, powinni wiedzieć lub przynajmniej się  dowiedzieć, co obchodzi się 1.11 a co 2.11. każdego roku. Nie jest to aż takie trudne...


Miało być jednak o Święcie Zmarłych, czyli Zaduszkach, które kilka minut temu właśnie się skończyły.
Ciągle przy tej okazji od dłuższego już czasu wraca do mnie wiersz, którym chcę się podzielić do poczytania.
 


Adam Zagajewski

Pamięć


Umarłym przynosimy

znoszone rzeczy
Mówimy do nich słowami
w których brakuje liter
Na grobach sadzimy kwiaty
ale robimy to zbyt zręcznie
jakbyśmy się chełpili
naszym dobrym zdrowiem
Wracając myślimy
najlepiej byłoby
posyłać umarłym paczki


z tomu „Komunikat”, 1972





 

czwartek, 14 października 2010

Plany? Zmiany. Niespodzianki

Miały być Bieszczady, a wyszły Tatry Wysokie - ściślej ujmując: Granaty. :)
W sumie też dobrze, bo w tym roku wyjątkowo zaniedbałem moje ulubione góry na rzecz Beskidów (za sprawą górskich wojaży w towarzystwie znajomych).

Krótki telefon wieczór i rano wyjazd - to przygotowania w całości :)
A efekt, jak poniżej:





To jedne z widoków i miejsc, w których niezwykle odpoczywam. Bierze się to chyba też z tego, że o tej porze na tej wysokości ludzi jest bardzo mało, a cisza, słońce i widoki oraz satysfakcja z wejścia na taki poziom dają mi dużo radości i wytchnienia. :)




A na koniec dnia wędrówki jeszcze ciepłe promienie słońca na szczytach.

środa, 13 października 2010

"A w Beskidzie rozzłocony buk..."

Już ponad dwa tygodnie temu - tym razem w nie tak kameralnym gronie, mocno odmłodzonym miałem okazję przejść przez Śliwnik, Kudłacze i parę górek po drodze :)



Parę ładnych lat temu, gdy w zimie narzekałem na kiepskie warunki, usłyszałem: "Jeśli kocha się góry, to nie tyko latem, gdy jest piękna pogoda." Zastanowiło mnie to wtedy, bo istotnie chciałem cieszyć się tylko piękną pogodą. Teraz nie jestem masochistą i nie wychodzę wyłącznie w złą, ale też jej nie unikam, jeśli wcześniej planuję wyjazd. Tak było i teraz. Wyjście udało się w przebłyskach mniejszych chmur, ale zejście już było naznaczone wilgocią z nieba.

Ciekawe jest to, że niby jesień co roku ta sama, ale kolory - też niby te same - mnie zawsze fascynują i nie mogę nie zatrzymać się chwilę, nie mówiąc o zrobieniu zdjęcia.





I po raz kolejny potwierdza się to, że konieczne jest co jakiś czas przewietrzyć się, tak po prostu :)


P.S.
Jeszcze coś w innej kolorystyce z tego wyjazdu. :D

sobota, 9 października 2010

Przerwy


[...]

Czasem są potrzebne, a czasem po prostu są.

[...]

sobota, 14 sierpnia 2010

Łowca sentencji, czyli złotych myśli ciąg dalszy...

Coraz częściej spotykam się z takimi cytatami, które albo niezwykle trafnie i zgrabnie ujmują rzeczywistość, z jaką się spotykam, albo odpowiadają mi na niektóre pytania, albo czasem prowadzą do nowych odkryć, których nie byłem do tej pory świadomy.
Wiem, że pewnie większość jest znana i nie budzi jakiegoś wielkiego poruszenia, ale tak sobie je zamieszczam, w ramach kolekcjonowania perełek :)
Dziś mały zestawik z tych klejnotów w kamienistej codzienności:


"Najlepszych ludzi uformowało naprawianie własnych błędów."
W. Shakespeare


"W muzyce, która jest prawdziwa, a nie plastikowa, która jest tworzona z potrzeby serca, nie ma problemu różnicy kultur. Chodzi tylko o wrażliwość. Czyż nie to porusza nas właśnie w gospel, w muzyce żydowskiej, cygańskiej albo tzw. słowiańskiej duszy? Jest jeszcze jedna prawda - że u źródeł każdego z tych gatunków kryje się trudne, często niepozbawione cierpienia, ale (może przez to) bardzo głębokie życie. Doświadczenie niewolnictwa, braku swojego miejsca na świecie, izolacji, samotności. Jednak właśnie wtedy powstaje muzyka z głębi serca, która nie musi się podobać, ale wobec której nie można przejść obojętnie."
Junior Robinson (Londyn)


"To nie rzeczywistość nas niepokoi, lecz to, co my o niej sądzimy."
Epiktet


niedziela, 1 sierpnia 2010

Co piszczy w... "Chacie"

Wg doświadczonej pielęgniarki do końca życia jest ten pierwszy raz, więc...  chciałem się podzielić wrażeniami z książki pt. "Chata" W.P. Younga.
Ale tylko kilkoma wrażeniami, by komuś, kto się zdecyduje przeczytać, nie odbierać uroku poznawania.
Oczywiście indywidualność każdego czytelnika może zupełnie nie współgrać z tymi odczuciami, ale to już inna sprawa.
Tematyka książki fundamentalna, bez względu na światopogląd - kwestia wiary i pojmowania Boga w kontekście codziennego życia. Osadzona jest w historii jednej amerykańskiej rodziny, która w swoich zwyczajnych dniach przeżywa jeden z największych dramatów, jaki może się wydarzyć. Wypadek ten, choć w różnym stopniu, dotyka wszystkich członków rodziny, ale najbardziej ojca. Brak rzeczywistego uświadomienia sobie skutków oraz nieumiejętność rozpoznania ich w innych członkach rodziny powoduje tylko narastanie tego, co przyniosło owo fatalne wydarzenie, w książce określane jako Wielki Smutek.
...reszta w fabule powieści.



Ze względu na stopień zaawansowania w kwestii wiary lub niewiary lektura może stać się - jak przypuszczam - pewnego rodzaju odkryciem tego, na co za mało zwraca się uwagę. Stanowczo za mało.
Zaryzykuję też stwierdzenie, że jest to w pewnym sensie antyreligijna (a już na pewno antydewocyjna) książka o wierze w Boga.
No i można się spodziewać, że nieco przewróci to, co się ma w głowie poukładane, ale to chyba podstawowa zaleta sensownej książki. :)
Tak czy inaczej (gdyby ktoś się wahał) - warto.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Paradoksy moje (tylko?) codzienne

Żadnej Ameryki tutaj nie odkrywam. Ktoś kiedyś określił blogi jako elektroniczne pamiętniki, więc żeby pamiętać...
Pewnie towarzyszy temu jakaś forma ekshibicjonizmu, ale nie wszystko do takiego pamiętnika się nadaje, więc... spokojnie. :)

Ludzie i codzienność to tak bogata rzeczywistość, że chyba przez tę powtarzalność łatwa do zagubienia. Zresztą wielość to bogactwo, a to nietrudno stracić, jakiekolwiek by nie było.
Im coś mniej kosztuje, tym się częściej i łatwiej dysponuje.
Im większe słowa, tym trudniej je wypowiedzieć.
To, co trudniejsze do wypowiedzenia, potem wysłowione staje się wspanialsze do przeżycia.
To, co niewypowiedziane najczęściej umiera po czasie.
Im bardziej kochamy drugą osobę, tym bardziej się otwieramy na nią.
Im bardziej jesteśmy otwarci na najbliższych, tym bardziej możemy być przez nich zranieni.
Jeśli się zamykamy, przestajemy kochać.

Jak każde ogólniki te również są... ogólne, zbyt pojemne, nie uwzględniające indywidualności, może nawet krzywdzące itd., itp.
Ciekawe, że w formułowaniu takich wniosków często uczestniczy wiele osób i to czasem przez dłuższy czas.
Ale jednak o czymś przypominają.

Właśnie ostatnio, dość znacząco, natknąłem się na jedną piosenkę (jakość nie jest cudowna, ale wersja z fortepianem to jest to).


 

poniedziałek, 5 lipca 2010

Na ludowo

Ostatnio przypominają mi się różne przyśpiewki i piosenki ludowe. Jakby nie patrzeć to w końcu część mnie samego. Dochodzi też do mnie, że ten ton wypowiedzi ma bardzo ciekawe właściwości: oprócz trzeźwej - czasem aż za bardzo - oceny świata, potrafi jeszcze neutralizować wyskokolulturowe zadęcie, przez niektórych uważane za stan wyższej świadomości.

Moja ulubiona ma wymiar górsko-egzystencjalno-erotyczny :D
"Na wysokiej Cyrli
cosik się tam cyrni,
hej!, cy to kupa gnoja,
cy dziewcyna moja?"

piątek, 25 czerwca 2010

Złote myśli

Sentencje, skrzydlate słowa, aforyzmy, jak by je nie nazwać, są w zdecydowanej większości niezwykłe. Może będzie to dla niektórych przesadą, ale w pewien sposób widzę je jako dotyk Mądrości.
Ostatnio cytat z mojego podręcznego kalendarza, przy okazji Dnia Ojca, ujmuje rzecz tak:
Najważniejsze, co ojciec może dać swoim dzieciom, to uczciwie, mądrze, wiernie i dozgonnie kochać ich matkę.
(Jacek Pulikowski)


piątek, 18 czerwca 2010

Pejzaż przed wschodem

Niedawno było o wschodach, dziś nieco wcześniejsza pora.
Całkiem na świeżo mam widoki, jakie widuje się rzadko, gdyż bardzo poranne godziny to jeszcze ciepło kołderki :) a nie przejażdżka przez miasto.
A widoki to przede ludzie: wracające pieszo grupki imprezowiczów, śpiący na ławce w pozycji siedzącej, ubrany całkiem przyzwoicie, na plantach pan po pięćdziesiątce; idąca po chyba mocnej imprezie dziewczyna w sukience i tylko jednym (sporo za dużym) klapku; siedzący przy drodze na ławce i tym razem w pozycji "na myśliciela" a jednak śpiący młody chłopak w towarzystwie spokojnie stojącej obok niego butelki piwa; i wreszcie śpiący kloszard na ławeczce przystanku autobusowego.
Nad tym wszystkim przebijające się przez ostatni nocy pierwsze promienie słońca.
Żałuję, że nie miałem aparatu przy sobie. :)


sobota, 12 czerwca 2010

Powrót do przyszłości, czyli jak zejść na manowce, to tylko w Beskidach :)

Tytuł zapewne robi wrażenie chwytu dziennikarskiego pachnącego sensacją - choćby obyczajową - ale wbrew przypuszczeniom nie o perwersjach ani nowinkach, plotkach itp. tu będzie.
Jestem pod urokiem ostatniego niedzielnego wyjazdu, który moja Towarzyszka określiła mianem "mega hedonizmu". Nie powiem, żeby nie miała racji :)  (choć pogląd taki kobiety z lubością chcą zakodować męskim umysłom).

Tak leniwego i błogiego - w znaczeniu odpoczywania fizycznego - wyjazdu w góry chyba jeszcze nie miałem.
Nie zdając sobie sprawy, że tego tak naprawdę po ostatnim miesiącu potrzebowałem, uzupełniłem również braki opalenizny, która dość żwawo i z niemałą dokładnością przytuliła się szczególnie do moich pleców podczas cudownej drzemeczki i tu zostawiła widoczne oraz gorące ślady swojej pieszczoty.

A wszystko to dzięki - oprócz wspomnianej już Turystce, w zasadzie (współ)autorce koncepcji odpoczynku -  manowcom, nieopodal szczytu, na którym siedzący ludzie narzekali, że... ludzie chodzą w góry.
Więc tylko małe zboczenie z miejsca postoju, wyszukanie sobie w miarę słonecznego z awaryjnym cieniem i nieco przytulnego, odludnego miejsca dawało możliwość takiego właśnie pięknego czasu. Z właściwym, naturalnie, zapleczem kulinarnym, bo z pustym brzuchem ciut trudniej się weselić. :)








Evviva manowce, cudne manowce! :D

niedziela, 30 maja 2010

Każdy wschód słońca...

Ponad dwa lata mam możliwość co rano - przy odpowiednim zachmurzeniu lub jego braku - oglądać wschody słońca.
Wiem, to prozaiczna rzecz, ale dla mnie bardzo piękna. Sam nie wiem, jak do końca oddać to słowami, ale coś w tym jest...

 

Jest w tym i mistyka i plastyka i piękno niewypowiedziane, jakieś tajemnicze, mające się stać właśnie za chwilę i ciągle nadchodzące, zmieniające się z sekundy na sekundę.
Przypomniały mi te wschody jedną rzecz - w średniowieczu kościoły sytuowano prezbiterium skierowanym na wschód (nota bene to do dzisiaj dobry kompas w mieście). Podobno miało to oddawać wczesnochrześcijańską metaforę Chrystusa - Wschodzącego Słońca, co miało być zapowiedzią Jego ostatecznego przyjścia.
W każdym razie samo piękno wschodów (zachodów również) jest co rano niepowtarzalne i ciągle zadziwiające. :)
I tak zabraknie słów, żeby to w pełni oddać.



wtorek, 27 kwietnia 2010

Krajobraz po katastrofie

Większość pogrzebów już się odbyła, niektóre ofiary czekają jeszcze.
Powoli w kraju zaczynają dochodzić do głosu inne wiadomości, choć jeszcze większość spraw jest trochę wyciszona, niezbyt hałaśliwa. Przynajmniej na razie tak to wygląda z mojego punktu widzenia.

Najbardziej jednak z tego wszystkiego zastanawia mnie, co zostanie w naszym narodzie po tych wszystkich wydarzeniach, komentarzach, emocjach.
Gdy już ochłonąłem po pierwszej informacji o śmierci Prezydenta i wielu Osobistości, zacząłem się zastanawiać, jaki jest mój osobisty stosunek do tego. Łatwo można było utopić się w gąszczu hipotez wypadkowych, wylewanego żalu, teorii spiskowych czy jeszcze komentarzy znanych i nieznanych osób. Spotkałem się nawet z takimi ludźmi, których wypowiedzi o katastrofie prezydenckiego samolotu były wręcz fragmentami informacji telewizyjnych czy radiowych. I to chyba bardziej mnie zdziwiło niż przypuszczałem, a potem wręcz zszokowało - jak media mocno wpływają na opinię indywidualnych osób oraz jak ludzie nie myślą samodzielnie, tylko czekają na myślenie innych, tzw. mądrzejszych (bo pokazywanych w tv).
Najbardziej uderzyło mnie w całej katastrofie to, że mimo wielkiej liczby ofiar, może się stać tak, że zostaną zapomnieni, a to co było do tej pory, pozostanie tak samo. I to byłaby największa katastrofa...

Osobiście chciałbym, żeby ten trudny dla kraju czas przełożył się na prawdziwy szacunek między politykami - mimo różnic światopoglądowych. Może to pobożne życzenie, ale marzyć można i trzeba. Jednak to wszystko, co działo się przed i po katastrofie, z całą jasnością pokazało mi się po tym wypadku: brak u nas było zwykłego poszanowania człowieka, a obelgi, obrzucanie się błotem i wyszydzanie, kpiny czy wręcz tajona nienawiść kwitły w życiu politycznym.
Czy teraz nasi wielcy się ockną i jak długo to potrwa?
Brzmią mi w uszach słowa, których się nie boję, ale często narzucają mi się, gdy myślę o tej katastrofie i jej ofiarach ("ofiara" ma też znaczenie poniesionych kosztów): Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie. 


poniedziałek, 12 kwietnia 2010

10.04.2010.

Nasz Naród jak lawa,
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi.
A. Mickiewicz, Dziady cz.III


...






Requiem aeternam dona eis Domine.



wtorek, 6 kwietnia 2010

Wielka Noc

Do tej pory próbowałem rozumieć i dociekać, co znaczą dla mnie te niezwykłe i nieco tajemnicze Święta.
Dotarło do mnie jednak, że jest to tak wielka tajemnica, iż ludzkie serce i umysł - a przynajmniej mój - nie są w stanie jej ogarnąć, pojąć czy w jakikolwiek sposób wytłumaczyć. Po prostu To mnie przerasta. Małość ludzka wobec niektórych zjawisk - że tak je nazwę - jest dla mnie poniekąd zaskakująca, choć nie tak nowa.
Być może do niektórych rzeczy, spraw można się tylko przybliżać.




P.S.
Mnichem nie jestem i raczej nie będę, ale kiedyś Merton pisał, że najbardziej nieszczęśliwy jest mnich, który pragnie zrozumieć swoje powołanie.

piątek, 2 kwietnia 2010

Bliźniaki szczególne

Tak się składa, że jedna z moich dwóch najdroższych sióstr, ta najmłodsza, urodziła się w tym samym co ja dniu i miesiącu, tylko nieco później. :)
Niby fakt, który się zdarza, ale...
Od pewnego czasu nasze myślenie w niektórych kwestiach jest tak podobne, że zaczynam się nawet bać :D
A momenty, że właśnie dzwonimy do siebie w tym samym czasie lub mówimy równocześnie to samo zdanie albo mamy ten sam pomysł na rozwiązanie sprawy - to już przestaje mnie dziwić.
Piszę, choć wiem, że i tak słowa nie oddadzą tego, co jest we mnie.
Skończę zdaniem:

Jak wspaniale mieć rodzeństwo może tylko wiedzieć ten, kto je właśnie ma. :)


sobota, 13 marca 2010

Najważniejsze i nie najłatwiejsze

Wcześniejszy tydzień to wiele imprez osób mi bliskich i najbliższych.
I mimo nawału rzeczy, jaki ostatnio przeżywałem, cały czas powraca do mnie świadomość, że bez rodziny, przyjaciół, znajomych życie byłoby praktycznie nie do przeżycia...

Gdy byłem kiedyś na kolonii, jedna z wychowawczyń na koniec napisała mi (chyba w książce, którą wtedy dostałem) sentencję A. Camusa: Świat bez miłości jest martwym światem.
Początkowo się ucieszyłem, że dostałem tak mądrą myśl. Po kilku latach gdzieś mi się to przypomniało i powraca teraz od czasu do czasu. Co lepsze, to spotykam się z tym, że wiele osób mi to na różne możliwe sposoby przypomina, najczęściej w sytuacjach nieoczekiwanych.

Życie przynosi coraz większe zrozumienie, a zrozumienie pozwala coraz lepiej żyć - pod warunkiem, że nie ucieka się od prawdziwego życia.

sobota, 27 lutego 2010

Życie...

Ostatnio okazuje się dość często, że gdy się coś zaczynam robić sensownego w życiu, to przyspiesza ono dość konkretnie i wymaga wiele sił, nawet wtedy, gdy się mi już wydaje, że już ich nie mam. Okazuje się jednak, że są i gdy je z siebie wykrzeszę i dopnę swego, nadchodzi wielka ulga i satysfakcja. :)
I jeszcze nieodparte wrażenie, że gdy się w życiu nie robi tego, co się powinno w danym momencie, to jest jakaś pustka, jakiś brak; i nadmiar czasu.
A może to kwestia dawania samego siebie innym poprzez różne rzeczy, wydarzenia, sprawy, własny czas? Nie wiem.




Tak przy okazji, nie twierdzę, że wszystko toczy się idealnie, ale ktoś ze znajomych przypomniał mi przecież, że: "błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi".

niedziela, 14 lutego 2010

Jeszcze więcej P.iękna :)




Personifikacja P.ięknego Uśmiechu :)

poniedziałek, 8 lutego 2010

Więcej estetyki

To będzie wpis z małą ilością tekstu, bo nie o słowa tu idzie...


 


Choć oczywiście i tak zdjęcia nie oddają najważniejszego, :)





czyli...




niezwykłego uroku osobistego Modelki :)
oraz...



czegoś, co się nazywa "magic" :)



I jak tu nie powiedzieć, że świat jest piękny? :D

niedziela, 31 stycznia 2010

Goście, goście

Dziś to słowo zaczyna kojarzyć się z wysilaniem się, uprzejmością na pokaz, niepotrzebnym zabieganiem i tym podobnymi głupotami.
Nie wiem, skąd biorą się takie myśli - słyszę je czasem w niektórych rozmowach - czy to tylko wygodnictwo, czy lenistwo, tzw. nowoczesność negująca staropolską gościnność, czy jakaś bardziej wyrafinowana forma egoizmu?

Wiadomo, że gość narusza porządek domu - choćby samą swoją osobą, bo nie jest domownikiem, więc nawet nie chodzi tak "po domowemu", ale przecież chyba to jest istotą podejmowania innych: dawać to, co się ma i pozwalać to przyjmować tak, jak tego chce osoba odwiedzająca.
W sumie ta definicja jest jeszcze za obszerna, bo ujmuje inne możliwości, ale na razie nie mam w swoim quasi-filozoficznym wywodzie sił fizycznych i umysłowych na doprecyzowanie tego. Pomyślę jeszcze nad tym.

Lubię gości. Nie mam na myśli tu konkretnych osób - choć i takie mam czasem na myśli :) - ale po prostu ludzi, którzy mnie odwiedzają. Oni też swój czas w pewien sposób "marnują".
I zawsze mnie cieszy, jeśli ktoś się zjawi, choćby na 10 minut.

Dla mnie jest to oprócz najważniejszego, czyli spotkania się, jeszcze przygotowanie, które mnie mobilizuje do jakichś nowych aktywności - często kulinarnych :)
Konkluzja jest prosta: spotkania rozwijają - na wielu płaszczyznach :D



niedziela, 24 stycznia 2010

Świat potrzebuje ludzi szalonych...

bo bez nich jest szary, ponury i przewidywalny.
Na szczęście są jeszcze ludzie, którzy swoim urokiem i nieprzewidywalnością upiększają go w sposób nieprawdopodobny. Ech... ;)

Zdjęć na razie nie mam, bo tradycyjna metoda wymaga czasu, ale udało mi się zrobić innym nośnikiem dość niewyraźne jedno - śpiącej Bogini - Nimfy Górskiej.
Niezwykła Ona - brak słów, by opisać...  [nieartykułowane wyrazy zachwytu]



ZDJĘCIE USUNIĘTE NA PROŚBĘ MODELKI :)
[towarzyszące temu i niemogące nigdy wybrzmieć równie nieartykułowalne wyrazy bezbrzeżnie bezgranicznego żalu...]

środa, 20 stycznia 2010

Przerywnik poetycki

Oczywiście nie będę robił konkurencji, więc tylko zacytuję coś, co wczoraj dało mi do myślenia, a dziś odnalazłem to przypadkiem(?) w wierszu.
Niby takie oczywiste, ale niełatwa ta oczywistość, jeśliby ją przekładać na codzienne życie.


ks. Jan Twardowski
JESZCZE

Jeszcze się trzymasz własnego szczęścia za włosy
odkładasz sobie w byle garnuszku
piszesz pamiętnik to znaczy stawiasz sobie pomnik
dlatego powietrze karmi cię skąpo
nie prowadzą niewidzialne ręce
to co wielkie nie przychodzi mimo woli
ból daremny - bo nie umierasz
nie umiesz oddać siebie
jakże masz dostać wszystko





(fot. Ana)





wtorek, 12 stycznia 2010

Dzieci, dzieci....

Coś ostatnio mnie ten temat nie omija - tym razem z okazji 1. roczku Karola - mojego chrześniaka.
Po dzieciakach najlepiej widać upływający czas - to znany od dawna slogan, który jednak czasem mnie zaskakuje.



Ale cóż, można się tylko cieszyć, jeśli rosną, są zdrowe i rozwijają się, a gdyby w przyszłości odziedziczyły tylko pozytywne cechy swoich rodziców i chrzestnych, to byłby ideał :)

Żeby Karolowi nie było smutno, to będą mu towarzyszyć dwaj moi pozostali synowie :) chrzestni oczywiście :D

Mikołaj i Sebastian.




środa, 6 stycznia 2010

Cuda, cuda

To nie tylko dzisiejsze święto Objawienia, choć ono cały czas jest dla mnie nieco zagadkowe...
Od wczoraj jestem prawdziwym wujkiem, a to za sprawą malutkiego Kubusia, który urodził się mojej siostrze.
Gdy dostałem mmsem zdjęcie, to - w sposób dla mnie niezrozumiały - ogarnęła mnie niezwykła radość, jakby to był  wręcz mój syn :)
Nie przypuszczałem do tej pory i sam nie miałem takiej sytuacji, że takie maleństwo może dawać tyle radości.
Naprawdę.:)
A to Kubuś w drugiej godzinie swojego życia poza mamą.



Cud nowego życia jest dla mnie niepojęty. :)

sobota, 2 stycznia 2010

Old Year - New Year

Miałem sobie robić podsumowania, zestawienia, plany na przyszłość, a tu w ostatnim dniu starego roku dowiedziałem się, że mam żonę.
Nie wiem, jakim cudem, ale mam.
Wszystko, co przede mną to wielka niewiadoma.
Jestem zdruzgotany...

P.S.
Zdjęcie później