niedziela, 30 maja 2010

Każdy wschód słońca...

Ponad dwa lata mam możliwość co rano - przy odpowiednim zachmurzeniu lub jego braku - oglądać wschody słońca.
Wiem, to prozaiczna rzecz, ale dla mnie bardzo piękna. Sam nie wiem, jak do końca oddać to słowami, ale coś w tym jest...

 

Jest w tym i mistyka i plastyka i piękno niewypowiedziane, jakieś tajemnicze, mające się stać właśnie za chwilę i ciągle nadchodzące, zmieniające się z sekundy na sekundę.
Przypomniały mi te wschody jedną rzecz - w średniowieczu kościoły sytuowano prezbiterium skierowanym na wschód (nota bene to do dzisiaj dobry kompas w mieście). Podobno miało to oddawać wczesnochrześcijańską metaforę Chrystusa - Wschodzącego Słońca, co miało być zapowiedzią Jego ostatecznego przyjścia.
W każdym razie samo piękno wschodów (zachodów również) jest co rano niepowtarzalne i ciągle zadziwiające. :)
I tak zabraknie słów, żeby to w pełni oddać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz