piątek, 25 czerwca 2010

Złote myśli

Sentencje, skrzydlate słowa, aforyzmy, jak by je nie nazwać, są w zdecydowanej większości niezwykłe. Może będzie to dla niektórych przesadą, ale w pewien sposób widzę je jako dotyk Mądrości.
Ostatnio cytat z mojego podręcznego kalendarza, przy okazji Dnia Ojca, ujmuje rzecz tak:
Najważniejsze, co ojciec może dać swoim dzieciom, to uczciwie, mądrze, wiernie i dozgonnie kochać ich matkę.
(Jacek Pulikowski)


piątek, 18 czerwca 2010

Pejzaż przed wschodem

Niedawno było o wschodach, dziś nieco wcześniejsza pora.
Całkiem na świeżo mam widoki, jakie widuje się rzadko, gdyż bardzo poranne godziny to jeszcze ciepło kołderki :) a nie przejażdżka przez miasto.
A widoki to przede ludzie: wracające pieszo grupki imprezowiczów, śpiący na ławce w pozycji siedzącej, ubrany całkiem przyzwoicie, na plantach pan po pięćdziesiątce; idąca po chyba mocnej imprezie dziewczyna w sukience i tylko jednym (sporo za dużym) klapku; siedzący przy drodze na ławce i tym razem w pozycji "na myśliciela" a jednak śpiący młody chłopak w towarzystwie spokojnie stojącej obok niego butelki piwa; i wreszcie śpiący kloszard na ławeczce przystanku autobusowego.
Nad tym wszystkim przebijające się przez ostatni nocy pierwsze promienie słońca.
Żałuję, że nie miałem aparatu przy sobie. :)


sobota, 12 czerwca 2010

Powrót do przyszłości, czyli jak zejść na manowce, to tylko w Beskidach :)

Tytuł zapewne robi wrażenie chwytu dziennikarskiego pachnącego sensacją - choćby obyczajową - ale wbrew przypuszczeniom nie o perwersjach ani nowinkach, plotkach itp. tu będzie.
Jestem pod urokiem ostatniego niedzielnego wyjazdu, który moja Towarzyszka określiła mianem "mega hedonizmu". Nie powiem, żeby nie miała racji :)  (choć pogląd taki kobiety z lubością chcą zakodować męskim umysłom).

Tak leniwego i błogiego - w znaczeniu odpoczywania fizycznego - wyjazdu w góry chyba jeszcze nie miałem.
Nie zdając sobie sprawy, że tego tak naprawdę po ostatnim miesiącu potrzebowałem, uzupełniłem również braki opalenizny, która dość żwawo i z niemałą dokładnością przytuliła się szczególnie do moich pleców podczas cudownej drzemeczki i tu zostawiła widoczne oraz gorące ślady swojej pieszczoty.

A wszystko to dzięki - oprócz wspomnianej już Turystce, w zasadzie (współ)autorce koncepcji odpoczynku -  manowcom, nieopodal szczytu, na którym siedzący ludzie narzekali, że... ludzie chodzą w góry.
Więc tylko małe zboczenie z miejsca postoju, wyszukanie sobie w miarę słonecznego z awaryjnym cieniem i nieco przytulnego, odludnego miejsca dawało możliwość takiego właśnie pięknego czasu. Z właściwym, naturalnie, zapleczem kulinarnym, bo z pustym brzuchem ciut trudniej się weselić. :)








Evviva manowce, cudne manowce! :D