niedziela, 13 listopada 2011

"Góry moje, świerki moje..." A szczególnie Niemcowa :)

Gdyby nie góry, zastanawiam się, gdzie bym wypoczywał. Nie należę do wyczynowców, ale lubię taki rodzaj odpoczynku.
Nawet jeśli nie idę sam, tylko z jakąś większą grupą, staram się znaleźć takie chwile, żeby pooddychać ciszą.
Dziś jest ona coraz częściej towarem deficytowym w zabieganym społeczeństwie. I czasem mam wrażenie, że niektórzy wręcz jej unikają. Wiem, że nie odkrywam niczego nowego, ale nadal mnie dziwi ta ucieczka od braku dźwięków z zewnątrz jak i tych wewnętrznych.




Jakiś czas temu miałem taką odskocznię - wyjście w Beskid Sądecki - bardzo urokliwą część i mnie osobiście bliską. Nie znam jeszcze wszystkich jego zakątków, ale już sporą część widziałem. Są jednak miejsca, do których wracam z chęcią, np. do chatki na Niemcowej. Pierwszy raz byłem tam już parę ładnych lat temu - nie zmienia się na gorsze jednak to miejsce, co mnie bardzo cieszy.




(To rzeźba, bez której nie wyobrażam sobie chatki, tak jak i innych rzeczy, które się tam znajdują)




Takie obrazki jak ten z kotem wzmagają we mnie poczucie zupełnego zwolnienia płynącego czasu w miejscach jak Niemcowa. Jeszcze złote tło i byłoby prawie jak na średniowiecznych malowidłach symbolizujących bezczas. Tylko taki świecki. :)



 Widok z chatki


Trasa całościowo była przeciętna pod względem długości: pierwszy dzień z Rytra na Niemcową (spacerek); drugi: z Niemcowej do Szczawnicy (w miarę normalne tempo).


Trochę tuż po przebudzeniu następnego dnia mżawka zmniejszyła chwilowo ilość optymizmu uczestników wypadu, lecz za to można było zobaczyć inne piękno gór o poranku.





Później się rozpogodziło i na końcu trasy mieliśmy nawet słońce.

Zawsze mam tak, że mi pozostaje chęć dłuższego pobycia w górach :) ale tak już chyba jest ze wszystkim, co daje głęboki oddech i odskocznię od codzienności.